Ogromne wrota zaskrzypiały. Kurz wzbił się w powietrze, niesiony podmuchem. W „drzwiach” do świata snów stanęła niepozorna postać, leniwie patrząca przed siebie. Zawsze nosiła podobny wyraz twarzy.
- Jestem. – Powiedziała, a jej głos echem odbił się od murów. Rozejrzała się spokojnie, a potem uśmiechnęła lekko. Jej zdaniem to właśnie tu zaczynało się prawdziwe, sielskie życie. Ostatniego dnia wdała się w nieprzyjemną bójkę, która zakończyła się karną pracą domową. Zniesmaczona dziewczyna przesiedziała cały dzień w domu, pochylona nad zeszytami oraz obszernymi książkami. Miała chwilowo dość wszystkiego, co wiązało się z egzystencją w świecie realnym. Westchnęła krótko, a następnie przeciągnęła się.
- Czas ruszać. – Podsumowała, przystępując parę kroków na przód. Kurz zdążył ponownie osiąść na zamkowej podłodze. Franky z mieszanymi uczuciami pokonała korytarz, by zaraz zniknąć.
<zt>
Dziewczyna znalazła drogę do bramy. Stanęła przed nią i popatrzyła. Zaraz opuści swój ukochany świat, ponownie budząc się w nudnej mieścinie. Westchnęła ponuro, a jej różowe loki zatrzepotały. Sięgnęła ręką, jednak „drzwi” same się przed nią otworzyły. Weszła w nie, wykonała odpowiednie gesty i zniknęła. Towarzyszył temu głuchy świst.
<zt>
Brama ponownie zatrzeszczała. Z jej wnętrza wyszła różowowłosa postać, której twarz wyrażała głębokie znudzenie, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Omiotła wzrokiem pomieszczenie, a potem puściła się biegiem przed siebie. Była kapitanem, dlatego by godnie reprezentować swoje wysokie stanowisko, musiała zachować punktualność. Zniknęła w ciemności kolejnego korytarza.
<zt>