Imię: Yamato
Nazwisko: Orochi
Wiek: 17
Zawód: Uczeń
Kim jesteś: Opętany
Moc: *
Kieru - moc czasoprzestrzenna, osoba lub przedmiot transportowana jest na odległość określoną przez używającego bez utraty czasu(teleportacja^^). Przenoszona rzecz pozostawia za sobą iluzję czarnych jak smoła płomieni(efekt estetyczny). Po osobistym udoskonaleniu przez Yamato technika osiągnęła 3 stopnie:
1.transport na polu walki(1 post odpoczynku)
2.transport na dużą odległość(3 posty odpoczynku)
3.transport przeciwnika/osoby na dużą odległość(5 postów odpoczynku)
<nie może transportować niczego bezpośrednio z krainy koszmarów do krainy snów>
*
Shinra-Tensei - moc polegająca na wypchnięciu precyzyjnej ilości mocy z ciała użytkownika. Ponieważ pierwotnie technika służyła tylko do obrony Yamato ją rozwinął:
1.bariera odpychająca wszystko w promieniu 2 metrów na dalszą odległość(1 post odpoczynku)
2.skoncentrowanie energii w dłoniach - wypchnięcie mocy w krótkim dystansie powoduje silne obrażenia zewnętrzne(1 post koncentracji, 5 postów max korzystania, 1 post odpoczynku)
3. skoncentrowanie mocy w końcówkach palców - wypchnięcie mocy przy bezpośrednim kontakcie(ewentualnie ok.5cm odległości) z ciałem powoduje cię organów wewnętrznych przeciwnika w miejscu dotknięcia(2 posty koncentracji, 3 posty max korzystania, 1 post odpoczynku bez możliwości użycia "Kieru")
<może używać swobodnie podczas walki, jednak po jest bardzo zmęczony i zbyt szybkie ponowne korzystanie może spowodować utratę przytomności>
Umiejętności: *Mistrz Uników(szybkość+refleks)
*Dobra znajomość anatomii człowieka
*Perswazja
*Doskonała kondycja
Wygląd:*
Świat realny:-wysoki chłopak(191cm) o białych, rozczochranych włosach. Choć jego ciało nie wydaję się nad przeciętnie umięśnione to jego brzuch jest płaski a każdy mięsień wyćwiczony do granic możliwości, ma zdrową(może trochę bladą) cerę. Jego urocza twarz która wywołuje u dziewcząt zalotny chichot, zdobi para jasno-szarych(prawie białych) oczu o przeszywającym wzroku oraz ciepły uśmiech który jest tylko "na pokaz". Ubrany jest w czarną skórzaną kurtkę narzuconą na zwykły biały t-shirt, na nogach ma długie, czarne spodnie o prostym kroju, trzymające się na skórzanym pasku ze srebrną klamrą w kształcie uroborosa. Dzieła dopełnia para,(jak można się domyśleć) czarnych, eleganckich butów.
*
Świat snów:-jego ciało różni się tylko długością włosów, w świecie snów jego białe włosy sięgają Yamato do pasa, ubiór natomiast zdecydowanie się różni. Jego nogi od stóp do ud są chronione przez skórzane(z metalowymi komponentami) nagolenniki i inne komponenty tradycyjnej zbroi, koloru czarnego. W pasie obwiązany jest poszarpanym kawałkiem szkarłatnego jedwabiu. Zazwyczaj chodzi z całkowicie odsłoniętym torsem i ramionami, natomiast na przedramionach i dłoni odziany jest w karwasze i rękawice, również wykonane ze skóry(podobnie jak reszta posiadają metalowe komponenty) wszystko w kolorze czerni. Ostatnim elementem jego garderoby jest prosta, śnieżno-biała maska.---->
coś takiego. Charakter:Nie lubi ludzi, szczególnie tych którzy nie są mu w żaden sposób potrzebni. Widzi ich w kategoriach przydatności. Jest osobą zimną i cyniczną, marzącą o zdobyciu siły. Ma pewien defekt który osobiście uważa za zaletę-brak większości uczuć. Pomimo, że nie potrafi odczuwać pewnych emocji doskonale je odtwarza w słowach, mimice i gestach, jest urodzonym kłamcą. Dzięki temu każda znajoma osoba opisałaby go jako miłego, uprzejmego i pomocnego. Choć jego zdolności perswazji są nieprzeciętne, on sam woli pozostać w cieniu u nadawać biegu zdarzeniom z ukrycia.
Historia:Co ja właściwie pamiętam ze swojego życia?
Przedszkole:
*Siedzę sam w ciszy, tak jak lubię, inne dzieci się na mnie patrzą z drugiego końca sali, szepcą między sobą, boją się. Dobrze. Powinny się bać, gdyby to ode mnie zależało sprzedałbym je za paczkę gumy do żucia.
*Popołudnie. Matka odbiera mnie z przedszkola, uśmiecha się, dlaczego? Nie wiem. Rozglądam się, rodzice pozostałych dzieci z grupy rzucają mi chłodne, pogardliwe spojrzenia, matka to widzi lecz nadal się uśmiecha. W ich oczach jest coś jeszcze, coś oprócz pogardy, to niepokój.
Szkoła podstawowa:
*Stoję w gronie osób z tej samej klasy. Uśmiecham się, po co? Przecież nie mogę znieśc ich towarzystwa ale wiem, że muszę się adaptować, muszę się uczyć, gestów, mimiki, emocji, ponieważ inny znaczy dla nich gorszy, podejrzany, niebezpieczny. Lepiej się wmieszać, pozostać w cieniu, nie wyróżniać się.
Gimnazjum:
*Siedzę wśród przyjaciół. Błąd. Oni tak o mnie myślą. Dla mnie to tylko pionki. Dwóch dobrze zbudowanych awanturników po mojej lewej to najsilniejsi chłopcy w szkole, bracia, moje "zbrojne ramię" a zarazem ludzie od brudnej roboty. Dziewczyna po prawej to jedna z najpopularniejszych osób w szkole której prośbie nikt się nie oprze, dodatkowo moje przyszłe "trofeum". Dwie niewinnie wyglądające dziewczęta i chłopak o bladej cerze naprzeciw mnie to przewodnicząca, skarbnik i v-ce przewodniczący szkoły, moje alibi oraz głos i siła wykonawcza na forum rady uczniów. Wszyscy na swoim miejscu, tak jak przygotowałem.
*Szedłem z pełną tacą przez stołówkę, szedłem w kierunku czterech zakapiorów, agresywnych typków lubiących i umiejących się bić, zakały tej szkoły i jednocześnie jedyni którzy nie podporządkowywali się zasadom panującym w tej szkole, moim zasadom. Wpadłem na nich i niby przypadkowo obrzuciłem ich zawartością tacy. Byli wściekli lecz nie mogli nic zrobić, na stołówce był nauczyciel, zadbałem o to żeby był. "Zginiesz, dziś po lekcjach" wyszeptał jeden z nich. Tak, takiej reakcji oczekiwałem. Po szkole skierowałem się do domu, czekali na mnie w miejscu najmniej widocznym dla przechodniów. Ich posunięcia są aż zbyt łatwe do przewidzenia. Jeden z nich rzucił się na mnie, próbował mnie trafić z całych sił lecz mój czas reakcji i szybkość przekraczają jego możliwości. Reszta chciała mu pomóc. Gwizdnąłem. Zza rogu przybyło moje wsparcie, bracia odcięli ofiarą drogę ucieczki. Reszta to jednostronny spektakl. Na pamiątkę połamałem każdemu z nich palce lewej ręki.
*Nie poskarżyli się, nie mieli dowodów. Rada zapewniała, że w ten incydent nie był zamieszany nikt poza ową czwórką, ale uczniowie wiedzą swoje, wiedzą że w szkole jest ktoś silniejszy, kto nie toleruje niesubordynacji. Szkoła jest moja.
Wakacje po zakończeniu gimnazjum:
*Noc jest piękna, ciepła, księżyc jest w pełni, mógłbym spędzić całą noc na dworze, ale jestem z nią, moim "trofeum" które dziś zdobędę, czemu? Bo tak postanowiłem, po co? Dla przyjemności, zarówno tej cielesnej jak i przyjemności z posiąścia czegoś czego nikt inny do tej pory nie miał. Idziemy do niej, jej rodziców nie będzie w domu przez trzy dni. Słucham jej lecz nie mogę przestać podziwiać usłanego gwiazdami nieba. Odpowiadam na jej pytania, uśmiecham się, "gram". Tak, dla mnie to jest gra, gdy opowiada mi coś smutnego nie czuję smutku ale wiem, że powinienem poczuć smutek dlatego odgrywam odpowiednią minę, wykonuję odpowiedni gest i otrzymuję oczekiwaną reakcję-"ty mnie rozumiesz". Jesteśmy u niej w pokoju, "przygotowujemy się" wyczuwam, że dla niej jest to ważna chwila, więc skupiam się na poprawnym dobieraniu słów i reakcji. Leżymy w łóżku. Słyszę "kocham cię", w myślach parsknąłem śmiechem ale twarz pozostała poważna, to ostatnia próba, nic prostszego. "Ja też Cię kocham" słowa te wypowiedziane były wdzięcznie, romantycznie, z nutką patetyzmu, brzmiały tak szczerze, że sam diabeł by w nie uwierzył. Udało się, "trofeum" jest moje.
*Siedzę w domu, niczego mi nie brakuje, mieszkam w całkiem dużym domu na przedmieściach w szczęśliwej rodzinie. Brat przyszedł nas odwiedzić, mieszka samodzielnie w pięknym mieszkaniu blisko centrum miasta, powodzi mu się. Tylko przy nim mogę być sobą, szanuję go, a może nawet trochę obawiam ponieważ zawsze wyprzedzał mnie o krok. Rozmawiamy. Robi się późno. Rodzice mieli odebrać babcię i przyjechać już 3 godziny temu, brat też to zauważył ale nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Dzwoni telefon, brat odebrał, coś jest nie tak.
*Stoję wśród ludzi ubranych na czarno, patrzę jak zaczynają zakopywać pierwszą z trzech trumien, ludzie składają mi i bratu kondolencje, niepotrzebnie, nie jestem smutny ale mimo wszystko "gram". Wyjaśniono mi co się stało, rodzice z babcią wracali do domu samochodem,gdy przejeżdżali przez skrzyżowanie uderzył w nich tir którego kierowca zasnął i przejechał na czerwonym świetle, cała czwórka zmarła na miejscu. Rodzice jednak wykonali znakomitą robotę, oboje byli wysoko ubezpieczeni, do tego oszczędzali na moją przyszłość, finansowo jestem ubezpieczony, za to jestem im wdzięczny. Poprosiłem brata bym mógł zamieszkać sam, teraz jestem pod jego opieką, oczywiście się zgodził, zna mnie i wie, że sobie poradzę ale mimo wszystko może mnie czasem odwiedzić. Jestem wolny.
Heroville:
*Pierwszy dzień w nowym miejscu. Nie zdążyłem nic zwiedzić, cały dzień się rozpakowywałem, zanim się spostrzegłem na zewnątrz było już ciemno. Szykując się do snu, z moich spodni wypadł ostry kawałek zbitego lusterka, przypominał kształtem mały nóż, znalazłem go na miejscu wypadku moich rodziców, zabrałem na pamiątkę. Podniosłem i poszedłem dalej się szykować, gdy się położyłem nadal był w mojej dłoni, nie miałem ochoty wstawać więc włożyłem go pod poduszkę i zasnąłem. Nierozsądne. Znalazłem się w dziwnym miejscu, jestem pewny, że śpię ale mogę świadomie kierować swoimi krokami. Stałem w bardzo przestrzennym aczkolwiek mrocznym pokoju, światło w dziwnie małej ilości wpada do pokoju przez ogromny witraż na którym przedstawiony jest "ponury żniwiarz". Pokój udekorowany jest rzeźbami które przypominają mrocznych rycerzy w ciężkich zbrojach, widzę kominek i świeczniki, wszystko zgaszone. Nie widzę żadnych drzwi, żadnego wyjścia. W końcu mój wzrok padł na kamienny tron daleko naprzeciw witrażu, jak mogłem go nie zauważyć, jest wielki i majestatyczny, zdobi go wiele płaskorzeźb przedstawiających ogromne węże i sukkuby. Na wyprofilowanym drewnianym siedzeniu spoczywa jakaś postać, na twarzy ma białą maskę, bez żadnych zdobień, resztę ciała z wyjątkiem torsu, dłoni i stóp okrywa kruczoczarny postrzępiony jedwab. Obecność tej osoby przytłacza mnie, czuję, że jest ode mnie potężniejsza, czy to możliwe? Ja, przerażony samą obecnością tej mrocznej postaci. Podszedł do mnie. Patrzę w mroczną pustkę gdzie powinny znajdować się jego oczy i wyczuwam coś znajomego, czuję jakbym odnalazł część siebie którą utraciłem dawno temu. Wyciąga do mnie rękę i obiecuje potęgę. Podaje mu dłoń...ogarnia mnie mrok...czuję...moc...
------------------------------------
I jak? (^^)