To się nazywa zabawa, pogryźć kolegę. Muszę kiedyś wypróbować, gdy ktoś zagrozi mojej pozycji XD. Nie ma nic lepszego niż dziabnąć kogoś w ramach kary XDD
Ja z pierwszego przedszkola wyleciałem dyscyplinarnie za agresję (krew nie woda – moja Mama też za to wyleciała z przedszkola
)
W drugim przedszkolu bawiliśmy się w „Transformersy” (Zgadnijcie kto był Wspaniałym Megatronem i czemu głupia beksa Optimus zawsze płakał po walce – w efekcie czego biedny Megatron lądował w kącie
)
Pora na kolejną porcję
Gimnazjum
Tu niestety drogi moje i Pawła na polu edukacji rozeszły się. On poszedł do innego gimnazjum a ja do innego, ale dalej pozostaliśmy przyjaciółmi. Co trwa do dziś.
Oj, gimnazjum to były ciężkie czasy. Wieczna walka. Nie uniknąłem kłopotów ale i inni ich nie uniknęli.
kl. I g
Decyzją grona pedagogicznego za postępy w nauce mieliśmy pojechać na zieloną szkołę do Borów Tucholskich.
Jako, że moja klasa była bardzo nieliczna (12 osób) zostaliśmy zakwaterowani w leśniczówce. Ładny, drewniany, duży dom nad jeziorem – szczyt marzeń każdego urlopowicza, miał się niedługo przerodzić za moją sprawą w mobilny dom uciech albo mówiąc dosadniej w burdel na kółkach.
Jako „nowy” i „gorszy”, który doszedł do klasy znającej się od podstawówki miałem mieszkać nie z chłopakami z klasy, lecz osobno. Mi to nie przeszkadzało. Jestem jedynakiem, przywykłem do samotności. Mój pokój był ładny, miało okno na jezioro, łazienkę, szafę, komodę, łóżko, fotel i stół z krzesłami. Jednym słowem wszystko, czego mi potrzeba do życia. Nocą, gdy otwierałem okno słyszałem rechotanie żab i cichy plusk wody pomiędzy szuwarami. Cudowne miejsce.
Sielanka nie mogła trwać długo.
Pierwszy dowcip był dziecinnie prosty a polegał na uprzykrzeniu życia pewnemu facetowi imieniem Filip. Zauważyłem, że Filip zawsze chodzi się myć z żelem pod prysznic i własną srajtaśmą. Żel pod prysznic ( w ciemnej butelce adidasa ) zmieszałem z wodnym roztworem fioletu gencjanowego 1% w proporcjach 2 buteleczki 20g na 1/2 butelki żelu pod prysznic. Papier toaletowy zaś ( w czasie kąpieli Filipa regularnie moczony wodą ) nasączyłem gazem pieprzowym Canon (chemicznym a nie naturalnym – chemiczny jest bezbarwny).
Biedny Filip nie dość, że jego ciało podczas mycia zmieniło częściowo kolor na fioletowy za sprawą gencjany to jeszcze gaz pieprzowy podrażnił mu dupsko (gaz pieprzowy działa na śluzówki). To był najpiękniejszy dźwięk budzika, jaki słyszałem. Najpierw był wrzask a następnie z łazienki wyskoczył fioletowy teletubiś trzymając się za tyłek i wykonując tańce naćpanego Indianina.
Kolejnym celem stała się garderoba Filipa. Jako, że siostra cioteczna nauczyła mnie kiedyś szyć, postanowiłem wykorzystać tą cenną umiejętność, aby uprzykrzyć „fioletowemu teletubisiowi” życie. Noc jest porą drapieżnych zwierząt i dywersantów. Dlatego ufając tej prawdziwej maksymie poszedłem do pokoju chłopaków i podpieprzyłem spodnie „fioletowego teletubisia” oraz kilka koszulek, które nie śmierdziały potem. Nie dość, że zaszyłem mu nogawki spodni (w wielu miejscach) to jeszcze na nogawce naszyłem zielone, żółte, pomarańczowe i niebieskie serduszka a na tyle spodni ( z niemałą trudnością) wyszyłem (wyhaftowałem) grubą różową muliną napis „F*ck Me”. Na koszulkach zrobiłem to samo, po czym zwinąłem to w kulkę, zakradłem się do pokoju reszty i włożyłem ubrania do szafy. Cichutko niczym wąż wymknąłem się do swojego pokoju. Obudził mnie wściekły krzyk i płacz. Wróg został pokonany.
II g
Czy mówiłem już, że Filip miał obrzydliwy zwyczaj siorbania herbaty na lekcji a następnie wypluwania jej najlepiej na coś, co należało do mnie? Nie? Wiec mówię teraz. Pewnego razu, po opluciu plecaka po raz kolejny miałem już tego serdecznie dość i postanowiłem zapewnić mu TAAAAKIE sranie, że zapamiętałby mnie do końca życie. Jako, że w swoim czasie miałem w domu rycynę (magiczny środek na przeczyszczenie
) wziąłem ze sobą ową buteleczkę i wlałem temu biedakowi hojnie około 1 i 1/3 łyżeczki od herbaty do otwartej na lekcji puszki Red Bulla. Jako, że rycyna medyczna nie ma smaku nie mógł jej wykryć w napoju (normalna rycyna jest gorzka, ale znam sposoby na wyeliminowanie tej goryczki). Po wypiciu całej puszki i odczekaniu około 25 min zobaczyłem jak dostaje skrzydeł i leci prosto do kibla gdzie jęcząc, miaucząc, stękając i pocąc się spędził cały dzień.
Sorry Winetou – nie ma przebacz. Od tego czasu dowcip zwany „Małym Zasrańcem” stał się moim ulubionym dowcipem.
III g
W tej klasie zrobiłem najbardziej idiotyczny dowcip w swojej karierze. Było wczesne popołudnie kilkanaście dni po egzaminach gimnazjalnych. Nadchodził dzień końca roku i odejścia z tego miejsca kaźni. Zmarnowałem tam 3 lata swojego życia. Schodziłem właśnie do szatni, która znajdowała się w piwnicach, gdy zobaczyłem, że w „lochach” nie ma jarzeniówek. Były tu tylko zwykłe żarówki. Nagle przypomniałem sobie te wszystkie dni, które były złe. Przypomniałem sobie te chwile, kiedy nawet po szkole nie mogłem się bić, bo groziło mi za to wywalenie. Nienawiść, żal i wszystko inne przemówiły jednym głosem. Policzyłem żarówki. Było ich 6. Wróciłem do domu. Wracając kupiłem 6 żarówek i litr benzyny (wtedy była tania około 3,5 zł za litr). W domu usiadłem i najmniejszym wiertłem, jakie było, u podstawy każdej żarówki nawierciłem dziurkę. Przez tę dziurkę za pomocą strzykawki i igły wpuściłem benzynę tak by ta zakryła żarnik. Dziurki zalepiłem żywicą epoksydową. Te 6 żarówek zaniosłem do szkoły i wkręciłem w miejsce prawdziwych. Pozostało czekać aż ktoś zapali światło. Zapalił. Ostatni tydzień mieliśmy wf zamiast informatyki a do piwnic nie można było wejść. Sprawcy podpalenia nigdy nie ustalono. Tą zemstę na placówce edukacyjnej nazwałem „Korytarzem Ognia”. Znaczące i wymowne.
CDN -> Liceum Ogólnokształcące