Charlotte
Imię i nazwisko : Charlotte Angelique de La Mote Valois Wiek : 31 Liczba postów : 23 Data dołączenia : 14/01/2011
| Temat: Charlotte. Nie Sty 16, 2011 2:57 pm | |
| Imię: Charlotte Angelique. (imię dwuczłonowe ~) Nazwisko: de La Mote Valois. (czyt. de La Mot Walua) Wiek: 17lat. Zawód: Daje występy w barze (śpiewa i gra na instrumencie), czasem robi za Panią do Towarzystwa, kiedy ktoś musi gdzieś wyjść, ale nie lubi iść na przyjęcia sam. Nie jest prostytutką ani nic w tym stylu. Kim jesteś: Szarak. Moc lub broń: Dziewczyna ma zawsze na dłoni długą, bo sięgającą za łokieć, rękawiczkę bezpalczastą, koloru czarnego, która odsłania jej długie i szczupłe palce. Oczywiście rękawiczka jest niezwykła, bo ma wysuwane, adamantowe pazury. Umiejętności: * Gra na: Kontrabasie, Fortepianie, Skrzypcach i Harfie. * Akrobatyka * Uzdolniona Artystycznie ~ z łatwością idzie jej śpiewanie, granie na poszczególnych instrumentach muzycznych, malowanie, pisanie itp. * Walka Wręcz + "Pazurami" * Aktorstwo ~ urodziła się z tym * Śladowa wiedza na temat medycyny i farmacji * Umie rządzić, ale nie potrafi rozporządzać zasobami materialnymi. Wygląd: Charlotte urodziła się z naturalnie rudymi, wręcz kasztanowymi włosami, jednak chcąc uniknąć wyzwisk z ust rówieśników, zdarzało jej się przefarbowywać włosy na różne kolory. Będąc w młodym wieku, Charlotte miałą zawsze króciutkie jak chłopczyk włosy, i tak się nosiła do 10 roku życia, potem zaczęła włosy zapuszczać. Dzięki takiemu zabiegowi i podcinaniu w międzyczasie końcówek, dziewczyna uzyskała włosy sięgające aż do talii, które są grube, mocne, puszyste i miękkie.Kolor oczu dziewczyny w dniu narodzin był zupełnie inny, niż jest aktualnie. Otóż urodziła się ona z naturalnie orzechowymi oczami, jednakże gdy zaczęła dorastać, jej oczy nieco pojaśniały i mimo iż gdzieś w głębi da się dostrzec ten orzechowy odcień, jej oczy połyskują na miodowo. Wzrost nastolatki jest zdecydowanie umiarkowany, średni. Dokładnie mówiąc mierzy ona sobie 168cm wzrostu. Jej skóra jest jasna, jednak nie tak śnieżnobiała jak skóra matki. Na szczęście cechę ubarwienia skóry odziedziczyła po ojcu, tak samo jak budowę ciała. Dziewczyna jest zdecydowanie szczupła, jednak absolutnie nie chuda. Wysportowanie jej ciała widoczne jest najmocniej na brzuchu, pośladkach i rękach. Ze względu na delikatne umięśnienie ciała i jego szczupłość, piersi dziewczyny nie są jakieś kosmicznie wielkie, ani nawet duże. Można by rzec, że są po prostu umiarkowane, średnie, idealne bądź „takie akurat”. Można wręcz dodać, że nie zwraca nimi zbytniej uwagi. Szczegóły rysów twarzy rudowłosej ukazują jej kobiecą urodę. Widać, że kobieta jest spokojna i opanowana, jej spojrzenie nie wydaje się takie przerażające, jakby było można się tego spodziewać, jednakże jest ciekawe i uwodzicielskie. Usta dziewczyny są niewielkie, jednak pełne. Idealnie komponują się z dodatkiem bezbarwnego błyszczyku, który nadaje im świeży blask. Charakter: Charlotte jest dziewczyną spokojną i opanowaną. Do czasu. Nie należy bowiem ona do najcierpliwszych osób na świecie. Rudowłosa jest uwodzicielką. Lubi mieć wszystkich i wszystko na wyciągnięcie ręki, jest swego rodzaju Księżniczką. Momentami udaje głupszą niż jest w rzeczywistości. Lekko samolubna, egocentryczna. Wychowywała się w bogatym domu, gdzie wszystkiego miała dostatek, prócz miłości własnych rodziców, którzy byli zajęci pracą. Dlatego też Charlotte nie lubi dorosłych i traktuje ich z wyraźnym brakiem szacunku, no chyba, że chce im dopiec, wtedy ukazuje się jej złośliwość i cynizm. Nastolatka bowiem jest zgryźliwa i wredna, a jakże. Ma ostry i cięty język, przez co narobiła sobie w życiu więcej wrogów niż przyjaciół. W szkole we Francji miała "przyjaciółki", a raczej łatwiej byłoby nazwać te dwie dziewczyny "fankami". Charlotte była popularna, każdy ją kochał, ale w głębi serca życzył jej jak najgorzej. To była obłuda, którą dziewczyna doskonale dostrzegała. Nie była głupiutka, ani naiwna, bynajmniej. Dodatkowe lekcje w domu nauczyły ją wiele. Nastolatka jest wirtuozem, żadna melodia nie jest na tyle trudna, by nie dało jej się powtórzyć ze słuchu, otóż to. Charlotte najlepiej uspokaja się grając na kontrabasie, fortepianie bądź skrzypcach. Ostatnio nawet zaczęła ćwiczyć grę na harfie, którą rodzice kupili jej na 17te urodziny. Gdzieś w głębi serca, dziewczyna jest samotna, toteż lubi śnić. Nic jednak nie wie o tym, że mogłaby śnić kiedy tylko sobie tego zapragnie, dlatego też kładzie się do łóżka z nadzieją, że to znowu nastąpi. Choć czasem ma dość, wie, że trudno jej się uwolnić, gdyż prawie dzień w dzień, miewa jakieś sny, a w nich jest po prostu sobą.
Historia: Urodziłam się 17lat temu, we Francji, jak można się łatwo domyśleć biorąc pod uwagę moje pełne imię jak i nazwisko. Od samego początku rodzice nie poświęcali mi zbyt wiele czasu, nawet gdy jeszcze byłam w łonie mojej matki... Zero zainteresowania. Moi rodzice mieli gdzieś, czy to będzie chłopiec czy dziewczynka, czy będzie zdrowe to dziecko czy chore. Qui se soucie de? Okrutne było więc moje dzieciństwo, to po moich narodzinach, jak i to prenatalne. Kiedy się urodziłam, w mojej matce jakby coś pękło. To te oczy sprawiły, że zastanowiła się przez chwile nad tym, czy można mnie ignorować? Odpowiedź była prosta - można. Ba, nawet trzeba, biorąc pod uwagę fakt, że dziecko nakarmić i przewinąć może każdy, jednak zająć się pracą jaką miała moja matka, nikt inny tylko ona sama. Zapewne wypadałoby coś o nich powiedzieć. To znaczy, o moich rodzicach. Zacznę może od ojca, bo w całej historii go pominęłam, zupełnie jakby matka rozmnażała się przez podział. Ojciec mój był wysokim i przystojnym mężczyzną. Młodym nawet, bo miał wtedy 26lat. Kończył studia i szykował się na fotel prezesa w firmie kosmetyczno-farmaceutycznej. Moja matka zaś, i tutaj szok, miała lat 35, była dyrektorem Szpitala Prywatnego i Kliniki Chirurgii Plastycznej Twarzy i Ciała. Wiele lat różnicy, a oboje tacy nieodpowiedzialni... Jeśli ktoś chciałby wiedzieć gdzie mieszkałam, odpowiem wprost, że w bogatym domu z bogatą rodziną i mniej bogatą acz szczęśliwą służbą. Byłam po prostu taką małą, samolubną, egocentryczną księżniczką pozbawioną wszelkiej empatii. Mogłam mieć co chcę, robić co chcę, kiedy chcę i gdzie tylko mnie naszła na to ochota. Oczywiście na krok nie odstępował mnie mój prywatny lokaj-ochroniarz. Moja nauka zaś przebiegała bardzo ekspresowo. Już mając 3latka zaczęłam się uczyć języka angielskiego, doszła do tego jeszcze nauka gry na kontrabasie, a dodatkowo podstawy nauki jakie są w szkołach. Miałam dobry start, trzeba przyznać moim rodzicom, że na tym polu dali popis, który zasługuje na brawa, jednak czymże by się to skończyło, gdyby nie ilość forsy jaką mieli? Ach tak, pewnie by mnie porzucili w szpitalu. De toute façon, nie zrobili tego. Nie mniej jednak, mieli mnie w głębokim poważaniu. Od czasu do czasu spytali tylko "I jak idzie nauka naszej małej Charlie?" ... Fail. Nawet nie wiedzieli, jak mam na imię. No przykro się aż robi, dlatego nie gadajmy już o nich, bo to przykre. W wieku 5lat, zaczęłam naukę gry na skrzypcach, bo to "niby" podobne do kontrabasu, więc właściwie szybko szło. Gdy nadszedł zaś dzień, w którym powinnam iść do szkoły, okazało się, że pierwsza klasa, to nie dla mnie. Nauki we wczesnym dzieciństwie sprawiły, że wyrastałam ponad przeciętną, dlatego dostałam kilka leveli w górę i voila! Nim się obejrzałam, byłam w klasie 3ciej. Tak więc mimo iż mam teraz lat 17, edukacyjnie powinnam mieć 21. Jednakże jest pewien bardzo ciekawy wątek, a tyczy się on nauki walki wręcz. Na początku rodzice chcieli bym po prostu umiała się bronić, nic więcej. Nie chcieli bym wdawała się w jakiekolwiek bójki, tylko po prostu woleli by nic mi nie było. Ciekawe czemu skoro mieli mnie gdzieś, prawda? Otóż już wyjaśniam. Po tym apelu, że chcą bym umiała się bronić podsłuchałam ich prywatną rozmowę w gabinecie. Matka mówiła, że nie ma czasu na opiekowanie się obolałą córką, więc lepiej niech potrafi zadbać o siebie sama, tym bardziej, że kiedyś się wyprowadzi, więc trochę szkoda czasu, gdyby pewnego dnia wróciła i prosiła o pomoc. Ach, kochana itroskliwa mamunia, jak zawsze. Wynajęli kogoś by mnie uczył. I tym oto sposobem miałam zawalony cały dzień, jednak zajęcia przeprowadzane na strychu były dość zabawne. Świetnie się wtedy bawiłam, rzucanie kogoś na łopatki było dość... Śmieszne. Walki uczyłam się długo. Nie dlatego, że słabo rozumiałam, ale dlatego, że mnie to cieszyło, bawiło... To była moja jedyna radość, rozrywka. W gimnazjum inni mnie nie lubili, dopiero w Liceum to się zmieniło. Bycie "Królową" to naprawdę niesamowita sprawa. Wracając jednak do walk i do strychu. Był taki dzień, jeden, niezwykły. Pamiętam, bo prószył wtedy śnieg z niebywałą prędkością, otaczając białym puchem wszystko do czego się dotknął. Widziałam go trochę jak spada na malutką szybkę okienka strychu. Zaciekawił mnie trochę ten strych, więc, skoro nauczyciel się spóźniał, pomyślałam, że może troszkę sobie poszperam w tych rzeczach co są w kątach. To właśnie wtedy znalazłam rękawice, długą i czarną, choć lekko wyblakłą, co nie sprawiło problemu, bo kolor łatwo jej przywróciłam, bardziej świeży, choć niekoniecznie idealny. Odkrycie mechanizmu było dla mnie... dziwne. Pamiętam, że nawet skaleczyłam się wtedy w dłoń, gdyż wysuwające się ostrze przeszło gładko przez powierzchnię mojej skóry. Oczywiście w takich chwilach zawsze ktoś musiał wchodzić, a tym razem był to nauczyciel. Zaczęłam z nim rozmawiać o tym, a on pokazał mi parę sztuczek, potem dał namiar na kogoś, kto rzeczywiście zna się na tym jak nikt inny. Ponieważ, jak już wspomniałam, rodzice mieli mnie gdzieś, nie wiedzieli nawet że to znalazłam i że się tym czymś bawię, a nawet uczę posługiwania się. Broń została nawet odnowiona przez specjalistę, działała znacznie sprawniej. Nauka, nauka i nauka. To chyba całe moje młodzieńcze życie poza czasami gdy byłam Królową Licealistek. Nie ma co się rozpisywać na temat szkoły i dalszego życia, jednak jedno mnie zastanawia. Lustra. Czy to nie są nadzwyczajne przedmioty? Gdy byłam mniejsza, guwernantka czytała mi o ludziach, którzy śnią, bo tego chcą, a nie bo los im się tak trafił i o ludziach, opętanych przez koszmar. Fajna bajka, fakt, ale... Czy to nie przesada? To znaczy, dziwne mi się to wydaje, i tak swego czasu często o tym myślałam, że nawet raz mi się przyśnił człowiek, który chce mnie wciągnąć do snu bym tam została. Ale przecież to tylko sny, każdy je ma. Nawet Księżniczki.
Pytanie dodatkowe: Czy grałaś na PlayGround: Nie.
Ostatnio zmieniony przez Charlotte dnia Czw Sty 20, 2011 12:58 pm, w całości zmieniany 1 raz | |
|